Leciałeś w niewidzialnej bańce, to był niezwykły środek transportu... Nikt Cię nie widział, nogi nie bolały, wszystko cacy. Takie położenie pozwalało Ci także obserwować ludzi. Tych gorszych i tych lepszych. W końcu dotarłeś do wioski, wyglądałeś, jak zwykły kupiec. - Eh, człowieku. Dzisiaj masz szczęście, mam już was dosyć. Idź kup to co masz kupić, sprzedaj to co masz sprzedać, nie sprawdzam Cię, nie mam na to siły. Tego dowiedziałeś się przed bramą, pofarciło Ci się raz, ale to był ewidentny koniec twojego szczęścia. Nigdzie nie mogłeś znaleźć karczmy, same kasyna, banki, wszyscy reklamowali świetne pożyczki, nęcili ludzi fortuną... Przechodziłeś przez miasto, widziałeś, jak jedni wychodzili z budynków w euforii szczęściu, a drudzy na czworaka, niemal pełzli zapłakani, krzycząc, że stracili wszystko. Naprawdę wyróżniające się miejsce. W końcu jednak się udało... Oto była przed tobą karczma, o jakże pasującej nazwie "pod miodowym dzbanem". Z zewnątrz wyglądało to wszystko bardzo przyzwoicie, okna, które nadawały klimatu, dachówki rodem ze średniowiecza, aczkolwiek bardzo porządne i odnowione. Unosił się stamtąd przyjemny zapach, który przywlókł ślinę na twój język, aczkolwiek nigdy nie czułeś takich zapachów, co to za jedzenie?
|