Jak się okazało, Sezam się nieźle zbłaźnił. Wycieczka do wioski trwała zaledwie chwilę, wystarczyło być nieco bardziej czujnym. Cóż, zdarza się, problem był taki, że to nie było koniec kłopotów kirijczyka. Przy bramie stała niska białowłosa dziewczyna. Przed oczami Yohei'a na moment pojawiła się Mira, jednak mruknął pod nosem, pozwalając by jej obraz się zamazał. Właśnie w jej imieniu teraz działał, nie powinien był się rozpraszać. Zerknął na członka klanu Akarai, który go nagle wyminął przyspieszając kroku. Słysząc jego słowa, najemnik uniósł brwi. Jego usługi nie były już potrzebne? Czyżby... Cóż, czerwonowłosy z pewnością znał się bardzo dobrze z drobną kobietą. A to co powiedział sugerowało, iż właśnie ona była ów Rin Yami. Mina mu zrzedła. Nie mógł uwierzyć w ten zbieg okoliczności. Poszukiwana wraca ot tak? Wyraźnie coś mu nie pasowało, ale teraz nie było to ważne. Musiał obejść się smakiem, nowy towarzysz doprowadził go do wioski po czym pożegnał, oddając w opiekę swego mruczka i jednego z Anbu. To też było dziwne. Kim on był, iż mógł pozwolić sobie na tak swobodne zachowanie? Czyżby miał tyle "szczęścia", by poznać samego kapitana anbu Kumo? Szczerbaty zdawał sobie sprawę z niektórych listów gończych, chociaż nie wszystkich... nieee, to musiał być jakiś urzędnik. Co prawda nie wyglądał jak żaden z urzędników znanych bądź widzianych przez jednookiego ryboluda, ale Yohei akurat odrzucał stereotypy.
Spojrzał niechętnie na swoje nowe towarzystwo, podczas gdy Czerwonowłosy z dziewczyną oddalali się wgłąb wioski. W ten sposób miał bardzo ograniczone możliwości. W dodatku nie mógł zbyt dobrze się tu rozejrzeć, wzbudziły podejrzenia. Westchnął, po czym rzucił okiem na panterę. - nie bierz tego do siebie, ale Cie nie lubię. Generalnie, cholernie nienawidzę kotów - powiedział, szczerząc kły, po czym pogmerał w kaburze. Po krótkim przeszukiwaniu wyciągnął bandaż, który zaczął zwijać w ciasną piłkę, z wystającym ogonkiem (końcówka bandażu, hehe). Zamachał nią drapieżnikowi przed pyskiem, po czym cisnął z całej siły, jak najdalej od bramy. Nie liczył na wiele, ale spróbować musiał, mając za towarzysza jedynie Anbu, mógł spróbować jakoś go wyeliminować. Jednak jeszcze gdy rzucał bandaż, zdał sobie sprawę, iż raczej nic to nie da. Zapachu nie ukryje. Westchnął i spojrzał na towarzyszącego mu człowieka. - Mam alergię na pchlarze - wzruszył ramionami tłumacząc swoje zachowanie, po czym ruszył zrezygnowany przed siebie, wgłąb wioski. Zamyślił się. Czerownowłosy nie wiedział nic o poszukiwaniach biskupa, ani Yureia. A był tam jeszcze jeden typ, Takigaru... Yohei nie pamiętał jego pełnego miana, ale z pewnością pamiętał, iż cała trójka nieznana niedawno poznanemu urzędasowi, była na poziomie special jouninów. To była jego karta przetargowa. Przestępcy musieli być na tyle groźni, iż nawet ważni urzędnicy o nich nie wiedzieli. Musiał uderzać prosto do Kage. Spojrzał na swoje towarzystwo. - Którędy do gabinetu... Raikage? - zrobił krótką przerwę, wydobywając z pamięci tytuł którym posługiwał się przywódca tejże wioski. - Mam do niego ważną sprawę, w zasadzie tylko po to tu przyszedłem - rzucił. Odpowiedział mu beznamiętne spojrzenie w masce. - No tak, Anbu... mogłem się tego spodziewać - westchnął, zupełnie jakby wcześniej miał z przedstawicielami ów stanowiska dużo styczności i już miał się odwracać, gdy nagle mężczyzna(kobieta?) chrząknął i kiwnął na drogę przed nimi. Yohei skinął doń głową w podzięce, po czym ruszył bez słowa przed siebie. Pozostawało mieć nadzieję, iż nagle nie pojawi się tu żaden inny z poszukiwanych. Chociaż w sumie, gdyby tak nagle przyszedł sam Yurei, oszczędziłoby mu to masy kłopotów. Uśmiechnął się pod nosem, gdy z zamyśleń wyrwało go ciche "jesteśmy" Zatrzymał się i zerknął na ogromny budynek. W sumie, trafiłby tu również samemu. Mógł się tego spodziewać, zwyczajnie dawno nie przebywał w głównych wioskach, a w obozie shinobi w Tetsu, nie było takiego przepychu. - Dzięki - powiedział z lekką chrypką, po czym ruszył przed siebie. Siedziba była nader okazała, jednak z małą pomocą kompletnie stereotypowych urzędasów, zupełnie nieskorych rzecz jasna, by jej udzielić, trafił w końcu na szóste piętro. Stanął przed drzwiami, zerkając sucho na towarzystwo - Do kibla też pójdziesz ze mną? - rzucił retorycznie, przewracając jedynym okiem, po czym stanowczo zastukał i nie czekając na wezwanie, pchnął drzwi. Te ustąpiły dość łatwo, ukazując ku zdziwieniu Yohei'a jego nowego szczerbatego znajomego w towarzystwie dość młodego chłopaka, typowego Shinobi z Kumo, jak ocenił rybolud, patrząc na jego czoło. Wzrok zjechał nieco niżej, na ramię i tu olbrzym doznał osłupienia. Przekreślona opaska z Kiri! Czy to był uciekinier z jego rodzinnej wioski? A może było to zwyczajnie trofeum po zabitym nukeninie? Ów fakt dodał kolorytu młokosowi, jednak Yohei nie przybył tu z jego powodu. Spojrzał znowu na Tazaru, który tym razem miał na sobie biały płaszcz. Nowe odzienie wyraźnie ryboludowi coś przypominało, choć ten nie miał pojęcia co. - Jesteś urzędnikiem samego Raikage? - zagwizdał, niby z podziwem, zamiast normalnego powitania. - W sumie, pewnie właśnie dlatego trzymasz formę, zamiast gnić jak większość na Twoim stanowisku - rzucił z uśmiechem, po czym rozejrzał się po gabinecie, marszcząc czoło. W zasadzie gdzie niby był przywódca wioski? Czyżby Yohei miał takiego pecha, iż ten był aktualnie niedostępny? A Akarai go zastępował na ten czas? To zaczynało nabierać sensu. Jednooki skrzywił się, przenosząc wzrok na Anbu - Szefa nie ma w wiosce? - rzucił pytająco w jego stronę.
|